Logo

Aktualności

08.12.2021

"Wzdryga się dusza na wspomnienie wszystkich tych mąk, które bohater Chrystusowy (...) przecierpiał"

„...A cały lud modlił się na zewnątrz w czasie kadzenia. Naraz ukazał mu się anioł Pański, stojący po prawej stronie ołtarza kadzenia.(…) Lecz anioł rzekł do niego: Nie bój się Zachariaszu! Twoja prośba została wysłuchana…”. Dzięki modlitwie wielu osób zgromadzonych we wspólnocie ludzi wierzących może dokonać się wieki cud, pisze o tym św. Łukasz.

Przenikliwy chłód i rozpalone serca,

To był z pewnością pamiętny dzień, 30 listopad br., przenikliwy chłód, mocny wiatr, padający śnieg, wokół ciemność i tylko jedno intensywne światło wychodzące ze wzgórza (zwanego Bobolówką) w Starchocinie, na którym tysiące gorących serc modliło się w intencji najdroższej dla kochających Boga – Ojczyzny, o to aby Bóg uczynił po raz kolejny cud dla ratowania Polski.

Ten dzień był wyjątkowy, oto na wezwanie abpa Andrzeja Dzięgi (Metropolita Szczecińsko-Kamieński), ks. Dominika Chmielewskiego, ks. Józefa Niżnika, przy błogosławieństwie Metropolity Przemyskiego abpa Adam Szala, do Sanktuarium św. Andrzeja Boboli w Starchocinie, na spotkanie, które było zakończeniem wielkiej nowenny do św. Andrzeja Boboli w intencji Ojczyzny, przyjechało kilkudziesięciu kapłanów i tysiące wiernych z całej Polski. Wśród nich byli reprezentanci rodzin, parafii, Wojowników Maryi, Męskiego Różańca (m.in. z Przemyśla, Przeworska, Rzeszowa) i wielu innych grup modlitewnych i formacyjnych, których nie sposób wymienić. Poprzez łącza elektroniczne ze Strachociną łączyli się Polacy z różnych stron świata. Każdy wiedział, po co przyjechał i wiernie trwał na modlitwie. Wzruszający Widok kobiet klęczących przez całą Msze św.  u podnóża blisko dwumetrowej figury św. Andrzeja przywiezionej przez Wojowników Maryi Przemyśl, której poświecenia dokonał abp. Andrzej Dzięga, nie pozostawiał żadnych wątpliwości, modlono się gorąco za Ojczyznę, za przyczyną potężnego patrona Polski – św. Andrzeja Boboli. Wielki szturm do Nieba rozpoczęto Koronką do Bożego Miłosierdzia, następnie zgromadzeni odprawili Drogę Krzyżową, i kolejno miała miejsce konferencja, nowenna do św. Andrzeja Boboli, Msza święta. Punktem kończącym wydarzenie było złożenie wieńców m.in. przez władze samorządowe i Wojowników Maryi pod Pomnikiem 100. rocznicy Odzyskania Niepodległości. Ktoś z zewnątrz zapyta, po co ci wszyscy ludzie przyjechali? Jednak do kogóż pójdziemy w czasie wielkiej niepewności. W dobie wielkiego odstępstwa od Pana, Jego przykazań. To przyjechali ludzie, którym obcy jest wyrzut, dotyczący dziś tak wielu „ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym jest daleko ode mnie…”. Ten lud Boży przybył, ponieważ los Ojczyzny i jej ratunek upatruje w Bogu, swoim Zbawcy, przez Jego potężnych orędowników.

 W swoim słowie skierowanym do wiernych abp Dzięga m.in. powiedział:

„Dzisiaj widoczne jest rozdarcie w narodzie. Elita polityczna patrzy na siebie , nie potrafią przełamać pewno progu. Od 2005 roku , jakby jakiś mur niewidzialny wyrósł. Kto jest w stanie połączyć te polskie serca. Żeby stanęli razem i o Polsce rozmawiali, kto jeśli nie św. Andrzej Bobolą. Patrzymy dzisiaj na kościół. Są niepokoje wewnętrzne, są napięcia. W temacie synodu. Jedni chcą rwać do przodu zmieniać, zmianie, drudzy przeciwnie. W tej dyskusji staje Andrzej Bobola i każe szukać jedności serc, jak Chrystus”.

Owo wielkie duchowe spotkanie pokoleń, było jakimś symbolem potężnej symbiozy, między tymi, którzy odeszli (i orędują już za nami w Niebie), tymi którzy są w jesieni swego życia i pokoleniem młodych Polaków, których zjednoczył jeden cel – wielkie zdanie – Ojczyzna, w której Boże prawo, pragnieniem wiernych winno być na pierwszym miejscu. Ojczyzna, która zagrożona jest dziś atakiem wrogów wewnętrznych i zewnętrznych, trawiona bratnimi podziałami, inspirowanymi pokusą władzy i prywatnego dobra ponad społeczne. Wreszcie Ojczyzna, której integralność granic jest podstępnie naruszana, która metodycznie, hybrydowo atakowana jest nieludzkimi, antyhumanitarnymi hasłami i działaniami, związanymi z mordowaniem niewinnych nienarodzonych istot, forsowaniem przez unijne lobby dewiacji obyczajowych, także w sferze edukacji najmłodszych, otwartej już demoralizacji oraz sekularyzacji, przymusu pośredniego i coraz częściej bezpośredniego ze względu na inne zdanie i przekonania, niż odgórnie poprawne, powszechnie obwiązujące, dotyczące rzeczywistości ”pandemicznej”.  

Potężny wystawiennik, duszochwat

Św. Andrzej Bobola (ur. 1591 r., zm. 1657 r.) był jezuitą, gorliwym kapłanem. Przyszło mu żyć w czasach napięcia między prawosławnymi a katolikami. W konsekwencji Unii brzeskiej (1596 r.), część duchownych prawosławnych oraz wyznawców prawosławia uznała papieża za głowę Kościoła i przyjęła dogmaty katolickie, co stało się źródłem ówczesnych, bolesnych konfliktów i prześladowań.

Św. Andrzej z uwagi na swój zapał ewangeliczny, dzięki któremu pozyskiwał wielu wiernych dla kościoła,  nazwany był duszochwatem. Zwalczał herezje, dzięki niemu wielu heretyków na powrót nawróciło się na katolicyzm. Odważnie niósł Ewangelię na bezdroża, tam gdzie była ona niemal nieznana, gdzie ludzie potrafili uczynić tylko znak krzyża. Docierał do miejsc najbardziej zapomnianych i niedostępnych na Polesiu. Wyrywał dusze dla Nieba, za co został znienawidzony i w konsekwencji okrutnie zamordowany.

Św. Andrzejowi nieobce jest doświadczenie epidemii. Lata 1625-1629 Wilno było miejscem wielu dramatów ludzkich za sprawą szalejących epidemii. Zmarło wielu mieszkańców miasta. Rzesze ludzi w panice opuściło miasto, nierzadko pozostawiając bliskich. Zainfekowani, bez pomocy, często leżeli na ulicach lub pozostawieni zamknięci w domach, umierając. Sytuacja wydawała się beznadziejna. Wtedy  do akcji wkroczył odważny Jezuita  św. Andrzej wraz z towarzyszami, nie zważając na ryzyko zarażenie się niósł pomoc chorym, sprawując nad nimi opiekę, karmił ich, udzielał sakramentów, opatrywał, niósł nadzieję, zaś zmarłych godnie chował. Opiekował się chorymi i głodnymi. Spowiadał wiernych i udzielał im sakramentów świętych, grzebał zmarłych. Wielu duchownych oddało swe życie w czasie tych straszliwych epidemii służąc potrzebującym. Kilkadziesiąt lat po swojej męczeńskiej śmierci, na początku XVIII w., św. Andrzej kolejny raz ratuje, cudownie interweniując, tym razem chroni Pińsk i jego okolice od szalejącej wówczas zarazy.

Bóg w swym niezbadanym i niegłębionym miłosierdziu daje nam na ten czas swoje światło, którym jest św. Andrzej Bobola, męczennik, potężny patron Polski, który aby skutecznie pomagać, w wielu objawieniach porywanych prosi i przypomina o swoim istnieniu, mówi aby go czcić i wzywać. W 1819 r. św. Andrzej objawia się o. Alojzemu Korzeniowskiemu dominikaninowi, który od dziecka miał głębokie nabożeństwo do św. Andrzeja. Święty przepowiada wskrzeszenia Polski, która wówczas była pod zaborami, mówiąc: „Kiedy ludzie doczekają się takiej wojny, za przywróceniem pokoju  nastąpi wskrzeszenie Polski, a ja zostanę uznany jej głównym patronem”. Jak przepowiedział, tak niepełna sto lat później się stało. W 1918 r Polska, po 121 latach niewoli odzyskała upragniona niepodległość.

Potęgę tego świętego obrazuje także wizja św. Faustyny, Zobaczyła ona Stolicę Baranka, a przed Jego tronem polskich świętych: Stanisława Kostkę, Kazimierza Królewicza i  właśnie Andrzeja Bobolę, którzy się wstawiali za naszą Ojczyzną.

Jest to jeden z nielicznych świętych, o którym do dziś pamiętają katolicy, grekokatolicy i prawosławni, a który jest nazywany także patronem zjednoczenia chrześcijan. Pierwszy kanonizowany Polak po ponad 170 latach nieobecności świętych polskich na ołtarzach (kanonizacja  w 1938 r.). Choć w bestialski sposób zamordowali go Kozacy, zaś wielu prawosławnych chciało go wymazać z pamięci, nawet komunistom po zajęciu Pińska i próbie zbeszczeszczania ciała św. Andrzeja nie udało się tego dokonać, ponieważ po rozbiciu trumny okazało się, że ciało jest jak żywe, dla osłupiałych bolszewików był to wstrząs nie mieszczący się w ich światopoglądach, dlatego ciało wysłali do Moskwy, do Muzeum Higienicznego,  w którym wystawiono je do widoku publicznego, jako atrakcje i dla pośmiewiska. Jednak ku zdumieniu komunistów ludzie zaczęli przychodzić i oddawać cześć świętemu, osiągnięto skutek odwrotny od zamierzonego. Wówczas zdecydowano się zabrać ciało św. Andrzeja, które nadal nie ulegało rozkładowi, i schować przed widokiem ludzkim. 

Bestialskie męki, niespotykane męstwo w wierze

Oczami duszy warto zobaczyć, jakie bestialskie męki musiał znieść nasz wielki Polak męczennik i orędowników w Niebie...Papież Pius XII pisał: "Wzdryga się dusza na wspomnienie wszystkich tych mąk, które  bohater  Chrystusowy z niezłomnym męstwem i nieugiętą wiarą przecierpiał...". I nie mylił się, ponieważ każdy, kto choć przez chwilę spróbuje wyobrazić siebie, co wycierpiał ten święty mąż, nie będzie w stanie przejść obojętnie obok tego mordu. Kozacy próbowali nawracać św. Andrzeja na wiarę prawosławną. Nie udało się, więc zdarli z niego sutannę i nahajkami katowali go, także po twarzy, wybijając mu zęby. Następnie przywiązanego do konia, na powrozie ciągnęli 4 km do Janowa, bijąc go przy tym niemiłosiernie, zostawiając także rany cięte od szabli. Nawet wtedy nie wyparł się wiary katolickiej, natomiast św. Andrzej próbował jeszcze zawrócić oprawców z drogi zatracenia. Następnie na stole rzeźnickim przypiekano mu ciało ogniem, wzywając do porzucenia wiary. On się nie ugiął, tym doprowadzał do demonicznej pasji oprawców, którzy wbijali mu drzazgi pod paznokcie. Żywcem obdzierano go ze skóry, zdzierając nożami skórę z rąk, piersi i głowy. Oprawcy odcięli palec wskazujący lewej ręki, końce obydwu pierwszych palców, wycięli także skórę w dłoni. Przy czym szydzili ze świętego. Święty Andrzej modlił się , wzywając imiennie Jezusa , Maryi i świętych . To nie koniec szatańskich katuszy, oprawcy wykłuli mu prawe oko, zdzierali mu skórę z pleców , zaś świeże rany posypywali plewami z orkiszu, odcięli mu nos i wargi, następnie przez otwór wycięty w karku wyrwali mu język, wreszcie powielili go u sufitu za nogi, głową w dół i wyszydzali go, wijącego się w krwawych konwulsjach. Na końcu po kilkugodzinnej męce, pocięto go szablami, kończąc jego życie.

Podczas jednego z prywatnych objawień, które miało miejsce w XX w., św. Andrzej zapytany o to, jak mógł wytrzymać potworne tortury, odpowiedział, że na początku ból był nie do wytrzymania i przechodził wszelkie ludzkie wyobrażenia, ale Jezus Chrystus ukazał mu zbawcze owoce męki Swojej i jego. I to ta łaska pozwoliła mu znieść najstraszniejsze tortury.

Iskry

Do Strachociny, miejsca narodzin wielkiego Polaka i iskry, która wyszła z Polski. Iskry, która rozpalała wiarę w ludziach, która wypalała błędy i na powrót oczyszczała, formując nowego człowiek, często trwającego w zabobonach, albo zwiedzionego licznymi herezjami. Ta iskra podpaliła lont, który był przyczyną wybuchu odnowienia wiary oraz odzyskania Niepodległości przez Polaków. Te iskrę stworzył i rozniecił sam Bóg. Kiedy w 1938 r. relikwie świętego Andrzeja wracały do odrodzonej, niepodległej Polski, do domu, w miastach witały go niezliczone tłumy, w tym najwyższe władze państwowe i duchowne, i tylko pielgrzymki innego świętego – Jana Pawła II można porównać do owego niespotykanego poruszenia wiary. Dziś, w XXI w. tysiące ludzi przybyło do Strachociny z nadzieją na ratunek dla Ojczyzny. Choć mamy inne czasy, jednak rodzaje zagrożeń są wciąż te same, co w czasach, gdy żył św. Andrzej - zagrożenia od wrogów zewnętrznych i wewnętrznych, podział, nienawiść, rozszerzający się duchowy analfabetyzm, odstępstwo od wiary, bałwochwalstwo, lęk przed epidemią i podział z tym związany. Właśnie dlatego jest nam dany ten święty męczennik, on już z tym wszystkim się zmagał i wielu ratował. Coraz więcej Polaków przypomina sobie o wielkim orędowniku, który jest nam dany na trudne czasy. Wielu z nadzieją odpowiedziało na wezwanie św. Andrzeja, który wielokrotnie przypomniał o sobie objawiając się, domagał się wprost, aby do niego się zwracać o pomoc, obiecując potężne wstawiennictwo, bo po to został przecież posłany.  Trzeba też pamiętać, że w czasie, kiedy żył św. Andrzej - działał przeciw podziałom, tak i dziś, pośród coraz większych nacisków możnych tego świata, aby dzielić, oddzielać, segregować, potrzeba nam interwencji tego świętego patrona, dla przywrócenia mentalnej, a przede wszystkim duchowej jedności naszego narodu - "abyśmy byli jedno...". A stać się to może tylko pod sztandarem Bożym. Te Boże Iskry, którymi my winniśmy być, zapalone m.in. tego wieczora w Strachocinie mają się rozchodzić na całą Polskę i świat. Tą nadzieją ożywieni, uciekajmy się do św. Andrzeja, już nie tylko od święta, ale codziennie.

Dariusz Lasek

„By był bardziej znana i miłowana…”

©2020 Męska Wspólnota
PROJEKT I WYKONANIE: Net Partners - strony www